O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu – Haruki Murakami

     Haruki Murakami jest autorem specyficznym, tego ani fanom, ani przeciwnikom jego literatury mówić nie trzeba. Należę do tej pierwszej grupy, chociaż łatwo polubić się nie było. Natomiast „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” to zupełnie inna bajka. Po pierwsze jest autobiografią, a raczej pamiętnikiem pewnego fragmentu życiorysu japończyka, traktującego o tym jak narodził się w nim maratończyk. 

Jednocześnie pisarz przeplata między sobą przemyślenia o sztuce pisania. Porównuje ją do biegania, dlatego w niektórych fragmentach widzimy Murakamiego jako w połowie biegacza, a w drugiej połowie pisarza i nikogo więcej. Trudno też stwierdzić czy to książka dla fanów biegania, czy literatury, myślę, że każdy wyciągnie z niej coś dla siebie. Traktuje o pasji, a w prawdziwej pasji się zatracamy. Kochamy na starcie, nienawidzimy przed metą, przeklinamy by znów pobijać czasówki.

„Pisanie powieści i bieganie pełnego maratonu są bardzo do siebie podobne. Pisarz kieruje się zazwyczaj cichą wewnętrzną motywacją i nie szuka potwierdzenia w tym, co widać na zewnątrz.”

W pewnym sensie to jest książka o tym, że można. Można w każdym momencie zacząć biegać. Dzięki bieganiu można być zdrowym, można się zrelaksować, można zwiedzać świat i poznawać ludzi. Dla Murakamiego bieganie było konsekwencją pisania. Zaczął biegać by móc pisać. Po prostu siedząc i pisząc się tyje. Owszem niektórzy siedzą, piszą, jedzą i specjalnie nie tyją, ale do tej grupy nie należy Murakami. Ja zresztą też do niej nie należę i może dlatego tak pokochałam tę książkę, a zwłaszcza jeden jej fragment.

„Lecz kiedy się teraz nad tym zastanawiam, moje przybierające na wadze ciało było prawdopodobnie prawdziwym błogosławieństwem. Innymi słowy, jeśli nie chciałem przybierać na wadze, musiałem uprawiać wyczerpujące ćwiczenia każdego dnia, uważać na to, co jem, i ograniczyć przyjemności. Takie życie nie należy do łatwych, lecz jeśli nie szczędzi się wysiłków, metabolizm ulega pozytywnym zmianom i w rezultacie jest się o wiele zdrowszym, a przy okazji silniejszym. Można też do pewnego stopnia opóźnić efekty starzenia się. Ci, którzy w sposób naturalny zachowują wagę, nie muszą trenować i uważać na dietę, by pozostać w formie. Niewielu z nich decyduje się na zmianę stylu życia i podejmowanie kłopotliwych decyzji, jeśli nie muszą ich podejmować. I właśnie z tej przyczyny w wielu przypadkach tracą siły wraz z wiekiem. Jeśli się nie trenuje, mięśnie słabną w sposób naturalny, podobnie jak kości. Niektórzy z moich czytelników mogą należeć do grupy ludzi łatwo przybierających na wadze, ale jedynym sposobem na to, by zrozumieć, co naprawdę jest słuszne, byłoby spojrzenie na sprawy w długiej perspektywie. Z powodów, o których wspomniałem powyżej, uważam, że ta fizyczna przypadłość powinna być odbierana pozytywnie, jako błogosławieństwo. Mamy szczęście, że doskonale widzimy czerwone światło.”
W większości są to po prostu przemyślenia mądrego człowieka, który sporo przeżył i wiele barier, również dla ciała, pokonał. Chociażby prywatny maraton, na historycznej trasie w Grecji, który był morderczo ciężki, bo może trochę nieprzemyślany. Nie doszukujmy się jednak symboli, które są jego wizytówką. To co ujmuje w tej książce najbardziej to wbrew pozorom prostota.
„Wpadłem na pomysł, że zostanę pisarzem, i wprowadziłem go w życie. Podobnie jest z bieganiem –
nikt nie staje się biegaczem, ponieważ ktoś mu to poradził. Ludzie najczęściej stają się biegaczami, ponieważ tak ma być. Kto wie, czy po przeczytaniu tej książki nie znajdzie się ktoś, kto powie: „Hej, chyba spróbuję pobiegać”, a potem stwierdzi, że mu to odpowiada. Byłoby to, rzecz jasna, wspaniałe. Jako autor tej książki, byłbym zachwycony, gdyby tak się stało. Ale ludzie mają własne preferencje i własne awersje. Niektórzy nadają się do biegania maratonów, inni do gry w golfa, a jeszcze inni do hazardu. „
Murakami biegnie, więc jest.
Wydawnictwo MUZA, 2010
Posted on: 2014-12-04, by : aniap