Month: grudzień 2014

Jak być fit nawet w winter

   Znamy to doskonale, kiedy przychodzi zima, mamy na siebie dwa podstawowe pomysły.
1. Koc, gorąca czekolada i ulubiona książka.
2. Koc, grzane wino i ulubione seriale.
Generalnie, marzymy o tym, żeby zaszyć się w domu, nigdzie nie wychodzić, a już ostatnią rzeczą w planie dnia jest poranny (ale ciemno jak przy wieczornym) jogging. 
Oczywiście dla entuzjastów nart, weekendy są aż nadto aktywne, ale nie wszyscy lubią te płaskie deski pojedyncze lub podwójne.

źródło: stylowi.pl


Takim sposobem ruszamy się mniej, a jemy więcej, bo święta, bo sylwester, bo zimno, bo przekąska do TV.
Na co trzeba zwrócić uwagę, żeby się (aż tak!) nie zapuścić?

  1.  Ciepłe śniadanie. Trzeba rozgrzać  od środka nasz wychłodzony zimnem organizm. Zrezygnujmy z dużej ilości sałatek i surówek, na rzecz zup. Po pierwsze te świeże warzywa, nie są już takie świeże, bo docierają, nie wiadomo skąd. Po drugie, po prostu wyziębiają nas od środka. I to nie jest fajne dla pracy naszych wnętrzności ;). Zamieńmy ten jogurt z owocami, czy kanapki, na owsiankę, jaglankę czy jajecznicę. Nasz brzuch naprawdę będzie szczęśliwszy.
  2. Woda. Nie wiem, jak wy, ale ja mam mega problem z wypiciem tej zalecanej ilości wody w chłodniejsze dni. Mój sposób jest taki, trzymam wodę blisko grzejnika, żeby była ciepła. Ale częściej  rozwiązaniem jest zielona herbata, albo rozgrzewający napój. Wiadomo, że nie będziemy robić zamienników w postaci, kawy, herbaty z sokiem malinowym, bo wypicie 2 litrów takich napojów, nie będzie dla nas ani zdrowe, ani fitowe. Ale za to, zielona herbata jest mało kaloryczna i jeszcze wyposaża nas w tarcze przeciw wolnym rodnikom. Natomiast rozgrzewający napój polecam w mniejszych ilościach. Do gorącej wody wrzucamy plastry cytryny, wyciskamy z niej sok, dodajemy goździki, imbir, najlepiej świeży, kardamon i miód. Pycha!
    źródło: w-spodnicy.ofeminin.pl
  3. Jak nie jogging to co? Oczywiście, jogging! Wystarczy czapka, rękawiczki i termoaktywne legginsy, żeby iść w las :P. Ciepło nam ucieka przez głowę i generalnie części ciała najbardziej dystalne, a więc łapki i stópki. Stopy pracują, więc się rozgrzewają, ale musimy pamiętać o rękawiczkach i czapce na głowę. Dobrym rozwiązaniem jest też chusta-komin buff, żeby zimne powietrze nie wpadało bezpośrednio do gardła. A co jeśli, bieganie czy rower traktujemy rekreacyjnie, nie planujemy żadnych startów i nie zamierzamy męczyć się z ubiorem jak przed wyprawą w kosmos? Szukamy sobie innego rodzaju aktywności, czegoś indoorowego. Fitness kluby mają takie oferty, że można oszaleć. Nie lubisz takich wygibasów, jest spinning. Prychasz na jazdę rowerem w miejscu? Jest basen i sauna. Prawie jak Karaiby! Naprawdę trudno Ci będzie znaleźć wymówkę.


    Latem umawialiśmy się znajomymi na rolki, siatkówkę czy wyprawę w góry? Zimą umówmy się na squasha lub kręgle. Można też umówić się na tenisa, boks albo tańce wygibańce przed xboxem ;)!

  4. Przyprawy! Starajmy się tak komponować potrawy aby móc użyć rozgrzewającej przyprawy (ależ rymy!), mamy ich naprawdę wiele w szufladzie. Curry, kurkuma, kardamon, imbir, czosnek, cynamon, pieprz czy papryczka chili. Nadają się do użycia na słodko i na słono, na obiad i na kolację. Idziemy w ostre smaki! Kurczak curry, kawa z kardamonem, potrawka z chilli, zupa meksykańska.
  5. Budujemy odporność. Nie tabletkami, tylko produktami! Witamina C, dużo lepiej wchłania się ze świeżej pomarańczy niż z tabletek. Jak budować zaporę przed bakteriami i drobnoustrojami? Naturalnie! Przepis na 2 w 1? Sos jogurtowy z wgniecionym czosnkiem. Jogurt zawiera „dobre” bakterie, a czosnek ma właściwości przeciwgrzybiczne i antyseptyczne. Kalafior i brokuły zawierają mnóstwo witamin i antyoksydanty. Kasze są bogate w witaminy z grupy B, wspomagające układ odpornościowy. Orzechy, migdały, ziarna bogate są w przeciwutleniacze, które zbombardują wolne rodniki. Ryby morskie, awokado czy olej lniany – wszystkie te produkty bogate w kwasy omega- 3 i omega-6, których ciągle nam brakuje, a one zwłaszcza zimną wspomagają nasz organizm, w działaniu przeciwzapalnym. Jedzmy też oczywiście cytrusy, ale nie tylko dla witaminy C, ale również dla rutyny, która uszczelnia nasze naczynia krwionośne!
    źródło: Kobieta.pl

Jogurt z grzybkiem, a raczej z grzybka?

Słyszeliście może o właściwościach grzybka tybetańskiego? Grzybek niczym magiczna różdżka zamienia mleko w zdrowy kefir. O tym, że warto pić produkty fermentowane bogate w probiotyki i „zdrowe” kultury bakterii, mam nadzieje słyszeliście. Bakterie kwasu mlekowego, drożdże i kultury bakterii, chociaż nazwy brzmią niezachęcająco, a wręcz groźnie, są naszemu układowi pokarmowemu niezbędne. Gdybyśmy mieli zupełnie wyjałowioną ścianę w jelitach, tym bardziej bylibyśmy podatni na różne infekcje. Natomiast częściej mamy do czynienia z nadmiarem bakterii, czy grzybów, które zaśmiecają nasze jelita powodując różnego rodzaju dyskomfort czy po prostu złe samopoczucie. Najlepiej  byłoby pozbyć się złych bakterii, a zasiedlić nasz układ pokarmowy tymi dobrymi ;). Niestety coraz trudniej dostać w sklepie jogurt czy kefir, gdzie nie będzie „ulepszaczy” w postaci mleka w proszku, czy co gorsza cukru. Na szczęście możemy taki zdrowy napój przyrządzić sami właśnie z pomocą grzybka. 

Napój jak podaje historia był sporządzany od dawien dawna przez mnichów tybetańskich, uznawany za eliksir młodości, dawał nadzieje na długowieczność. Skąd wzięły się w Polsce? Ponoć przywiózł je, otrzymawszy jako dar, profesor wyleczony z raka kuracją napojem , który przebywał kilka lat w Indiach. Kiedy zaś naukowcy próbowali wyróżnić skład grzybków, aby odtworzyć proces ich tworzenia, również napotkali przeszkody. Zapytano więc Tybetańczyków jak powstały ziarna kefirowe?
Odpowiedzieli: Ziarna były darem, który ponad 1.000 lat temu zesłał ludziom Bóg”. 
Bez względu na mityczne i tajemnicze początki, większość stosujących jest zdania, że to naprawdę działa. Byłabym ostrożna w twierdzeniu, że picie uleczy z raka, niemniej jednak jest to naturalnie sfermentowany jogurt, który w diecie jest potrzebny.
Natomiast kwestia „uprawy” jest bardziej wymagająca. Wychodzę z założenia, że im bardziej przetworzone, tym szybsze w obsłudze, więc trzeba sobie tutaj kilka zasad przyswoić.

Najważniejsze, żeby grzybek nie miał kontaktu z metalem! Hodujemy wykorzystując narzędzia plastikowe, szklane i drewniane. Jak działać od podstaw?

źródło: www.garnek.pl

  1. Grzybka przepłucz zimną bieżącą wodą na plastikowym sitku aż nie będzie pokryty mlekiem, a woda po przepłukaniu grzybka będzie czysta.
  2. Zalej w słoiku lub naczyniu szklanym dwie łyżeczki przepłukanego grzybka szklanką nieprzegotowanego mleka (jeśli jest go więcej, to proporcjonalnie dolać więcej mleka).
  3. Słoik lub naczynie przykrywamy gazą lub filtrem (np. takim do parzenia kawy), by zapewnić dostęp powietrza, ale zabezpieczyć przed zabrudzeniami.
  4. Odstaw naczynie na 24 godziny w ciepłe miejsce.
  5. Po 24 godzinach przemieszaj go plastikową lub drewnianą łyżką i przecedź przez plastikowe sitko – napój nadaje się natychmiast do picia lub po schłodzeniu w lodówce (najlepiej spożyć w ciągu kolejnej doby).
  6. Grzybka przepłucz zimną bieżącą wodą na plastikowym sitku aż nie będzie pokryty mlekiem, a woda po przepłukaniu grzybka będzie czysta.
  7. Ponownie umieść grzybka w słoiku i zalej na 24 godziny mlekiem.
  8. I następny cykl 😉

Ważne, aby mleko nie było odtłuszczone, co najmniej 1,5% i nie UHT. Przechowujemy w temperaturze pokojowej. Grzybki z czasem się mnożą, więc możemy się nimi dzielić z kimś, albo dzielić w innym słoiku. Można je mrozić, żeby zrobić sobie przerwę, niedobrze jest pić cały czas.  Kuracja ma trwać 20 dni, po których następuje 10-cio dniowa przerwa. Kurację powtarzamy nawet przez 5-6 m-cy. W okresach 10 dniowych przerw nadal zmieniamy grzybkowi mleko i powtarzamy zabiegi związane z hodowlą, choć nie pijemy kefiru. Jeżeli grzybka mrozimy to dajmy mu później więcej czasu na zadziałania, sama ostatnio się przekonałam, że kefir zrobił się dopiero za 2 przepłukaniem. Zalewając większą ilość grzybka mniejszą ilością mleka skracamy czas produkcji napoju (np. po 8h zamiast po 24h). Prawidłowo powinien on mieć kwaskowaty smak podobny do kefiru (proporcja 2 łyżeczki grzybka na 1 szklankę mleka na 24 h).


Chyba tyle z najważniejszych informacji dotyczących przechowywania, a teraz najciekawsze, jak on właściwie działa. Kefir ten  jest bogaty w białka, wapń, witaminy z grupy B (np.B1, B5, B7, B12, niacynę – B3, kwas foliowy – B9), witaminę K oraz minerały takie, jak fosfor, wapń, magnez. Kuracja nim przeprowadzona, ma na celu przywrócenie równowagi w organizmie stale przebiegających procesów. Dlatego jego właściwości są tak szeroko opisywane, głównie z naciskiem na przebieg procesów trawienia.
Regularne spożywanie kefiru:
– reguluje przemianę materii ,
– leczy choroby przewodu pokarmowego, wrzody żołądka i dwunastnicy,
– działa oczyszczająco wspomagając detoksykację organizmu oraz łagodząc objawy alergii,
– wspomaga leczenie chorób serca i naczyń wieńcowych,
– rozkłada tzw. „zły cholesterol” i złogi w naczyniach tętniczych,
– reguluje ciśnienie tętnicze oraz poziom glukozy we krwi,
– stymuluje działanie układu odpornościowego,
– hamuje wzrost komórek nowotworowych,
– leczy choroby wątroby, śledziony i trzustki ,
– zbawiennie działa na nerki , pęcherz i przewody moczowe ,
– leczy choroby dróg żółciowych i rozpuszcza kamienie zalegające w woreczku żółciowym ,
– leczy stany zapalne wytwarzając naturalne i bezpieczne dla układu odpornościowego antybiotyki,
– wytwarza interferon zwalczający wirusy,
– hamuje i leczy infekcje grzybicze – drożdżyca narządów płciowych, grzybica stóp,
– wpływa pozytywnie na stan skóry, włosów i paznokci,
– eliminuje stany zmęczenia i wyczerpania,
– łagodzi skutki stresu,
– pomaga walczyć z bezsennością,
– zwiększa libido,
– hamuje proces starzenia się komórek,
– przynosi ulgę w oparzeniach słonecznych (stosowany zewnętrznie).Niektóre właściwości są jak najbardziej konkretne i stwierdzone, inne może trochę naciągane.  Każdy organizm jest inny, to na pewno! Osobiście stosowałam kurację, teraz zaczynam następny cykl i stwierdziłam poprawę funkcjonowania swoich wnętrzności, głównie w zakresie problemów trawiennych. Należy stosować go rozważnie, sprawdzić na początku, jak zareaguje nasz organizm. Na pewno nam nie zaszkodzi, natomiast w momencie, kiedy ciężko o dostęp do naturalnie wyprodukowanych kultur bakterii, warto wprowadzić takie urozmaicenie diety. Zwłaszcza atakowani przetworzonymi produktami, tłuszczami trans, karmimy nasze bakterie słodyczami i niestety, nasz brzuch na pewno się nie uśmiecha…
Dodatkowo w internecie możemy znaleźć wiele przepisów z wykorzystaniem kefiru, nie tylko w postaci przepisowej szklanki mleka 😉
P.S Zapytacie skąd go wziąć. Ponoć sprzedają w internecie, nie wiem czy to bezpieczne, czy mogą być jakieś podróbki. Nie wgłębiałam się w temat, bo sama miałam od znajomej znajomej i tak polecam szukać. Grzybek się mnoży, więc na pewno ktoś się podzieli, warto popytać 😉

Więcej: http://grzybektybetanski.pl/category/przepisy-kulinarne/


Endorfiny rządzą nad Wisłą? Raport z Narodowego Spisu Biegaczy

Jakiś czas temu wzięłam udział w super akcji, mianowicie w Narodowym Spisie Biegaczy. Co prawda mój staż jest taki sobie, moje umiejętności takie sobie, startów oficjalnych nie odnotowano, ale się staram. Mam postanowienia na 2015 rok, a skoro biegam to jestem biegaczką, więc się spisałam. Nie było ograniczeń, więc dlaczego nie. Okazało się, że biegaczy w Polsce (spisanych!) mamy 60 641. Dumnie mogę powiedzieć, że byłam 51 745 osobą.

Niedawno ukazał się długo oczekiwany raport z tego spisu powszechnego, który zawiera mnóóóóóstwo danych! Uwielbiam takie statystyki, zwłaszcza, że te są podsumowane odpowiednimi komentarzami ekspertów. Możemy na wylot poznać Polskiego Biegacza i określić czy jesteśmy typowym czy specyficznym biegaczem. Spis jest powiązany z całą akcją Polska Biega, którego głównym napędem jest serwis Polska Biega (www.polskabiega.pl), gdzie mamy wszystko, co biegacz wiedzieć powinien. Dzięki temu wiemy na przykład, że do tej pory w 2014 roku 135 000 biegaczy w ciągu jednego weekendu pobiegło w 620 biegach w całym kraju. Magiczne liczby!

I jakie mamy najważniejsze czy najciekawsze wnioski ?
Po pierwsze – bieganie uzależnia, bez względu na płeć, bieganie zapewnia nam codzienną dawkę endorfin. W ciągu roku coraz bardziej wydłużamy kilometraż, ale na szczęście polscy biegacze są świadomi kontuzjogenności nadmiaru sportu.
Po drugie – kobiety rosną w siłę. Biega nas coraz więcej, zwracamy uwagę na jakość naszego treningowego wyposażenia, no i lubimy wyglądać ładnie. Jak już się pocić, to przynajmniej w twarzowym kolorze ;). Tak samo lubimy nowe gadżety i wrzucanie biegowych selfie na FBuki, jednak faceci bardziej lubią się chwalić. Lubią też biegać po to, żeby rywalizować, a my zapracowane kobietki traktujemy bieganie bardziej jako sposób na łatwe i stosunkowo tanie (chociaż można biegać naprawdę na bogato!) zaczerpnięcie aktywności fizycznej, żeby schudnąć i się odstresować. Raz, dwa i możemy wyjść z domu.

Starsi biegacze mają tendencje do biegania rano (serio?). Młodzi freelancerzy zapewne mają problem ze zdyscyplinowaniem o 6 rano.
Prawie połowa biegaczy ma staż około roku. Pokazuje to jak szalenie popularne ostatnio stało się bieganie. Im dłużej trenujemy, tym częściej to robimy. Po prostu bieganie się wkręca!

Spisani biegacze przebiegają łącznie ponad 900 000 km tygodniowo!
Najbardziej zaskakującym poniekąd wynikiem, który niektórzy eksperci chcieliby zmienić, jest to, że biegamy w większości samotnie (85%). Owszem lubimy się pochwalić ile przebiegliśmy, gdzie startujemy, ale wychodzimy i wracamy sami. I chociaż pakiety startowe na biegi są wykupywane natychmiastowo, mimo że potrafimy cieszyć się biegiem z ludźmi, chłoniemy atmosferę to w czasie treningu walczymy sami. Sami stajemy się biegaczami pokonując, tylko sobie znane kolejne szczyty. Mnie te wyniki zupełnie nie dziwią, ani nie martwią, ale może przemawia przeze mnie introwertyczna natura. Po to wymyślono gry zespołowe i sporty indywidualne, żeby ludzie mogli decydować, gdzie się lepiej odnajdują. Oprócz biegania, głównie jeździmy na rowerze i pływamy- czyżby szło młode – triathlon?

Oprócz krótko wrzuconych informacji, raport zawiera naprawdę mnóstwo danych z profesjonalnymi wyjaśnieniami ekspertów. Dzięki temu możemy te suche dane powiązać z ludzką naturą i otoczeniem w którym funkcjonujemy. Polecam uwadze, nie tylko biegaczom, ale też tym którzy szukają motywacji i przede wszystkim tym, którzy biegania nie rozumieją. Co to za frajda, tak się męczyć, w deszczu, po asfalcie, tyle kilometrów, toż to się można zanudzić na śmierć!? Ja się nie nudzę, nawet 15 raz na tej samej trasie. A wy, biegacze?
Kiedyś od doświadczonej biegaczki usłyszałam, że ona gardzi tymi ludźmi, którzy zaczęli teraz biegać bo zrobiło się to modne. Trudno mi uwierzyć w taką ignorancję. Nawet jeśli ludzie zaczynają biegać z mody, i chociaż połowa zrezygnuje po 2 tygodniach, to i tak jakaś grupa osób podejmie regularny trening, bo po prostu pokochają bieganie. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby ludzie się ruszali, nieważne dlaczego i dla kogo to robią. Najważniejsze żeby wytrwali.

Link pod którym możecie pobrać cały raport bezpłatnie:
http://spisbiegaczy.pl/spis2014/0,0.html

Na podstawie: Raport Narodowy Spis Biegaczy 2014, Agora

O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu – Haruki Murakami

     Haruki Murakami jest autorem specyficznym, tego ani fanom, ani przeciwnikom jego literatury mówić nie trzeba. Należę do tej pierwszej grupy, chociaż łatwo polubić się nie było. Natomiast „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” to zupełnie inna bajka. Po pierwsze jest autobiografią, a raczej pamiętnikiem pewnego fragmentu życiorysu japończyka, traktującego o tym jak narodził się w nim maratończyk. 

Jednocześnie pisarz przeplata między sobą przemyślenia o sztuce pisania. Porównuje ją do biegania, dlatego w niektórych fragmentach widzimy Murakamiego jako w połowie biegacza, a w drugiej połowie pisarza i nikogo więcej. Trudno też stwierdzić czy to książka dla fanów biegania, czy literatury, myślę, że każdy wyciągnie z niej coś dla siebie. Traktuje o pasji, a w prawdziwej pasji się zatracamy. Kochamy na starcie, nienawidzimy przed metą, przeklinamy by znów pobijać czasówki.

„Pisanie powieści i bieganie pełnego maratonu są bardzo do siebie podobne. Pisarz kieruje się zazwyczaj cichą wewnętrzną motywacją i nie szuka potwierdzenia w tym, co widać na zewnątrz.”

W pewnym sensie to jest książka o tym, że można. Można w każdym momencie zacząć biegać. Dzięki bieganiu można być zdrowym, można się zrelaksować, można zwiedzać świat i poznawać ludzi. Dla Murakamiego bieganie było konsekwencją pisania. Zaczął biegać by móc pisać. Po prostu siedząc i pisząc się tyje. Owszem niektórzy siedzą, piszą, jedzą i specjalnie nie tyją, ale do tej grupy nie należy Murakami. Ja zresztą też do niej nie należę i może dlatego tak pokochałam tę książkę, a zwłaszcza jeden jej fragment.

„Lecz kiedy się teraz nad tym zastanawiam, moje przybierające na wadze ciało było prawdopodobnie prawdziwym błogosławieństwem. Innymi słowy, jeśli nie chciałem przybierać na wadze, musiałem uprawiać wyczerpujące ćwiczenia każdego dnia, uważać na to, co jem, i ograniczyć przyjemności. Takie życie nie należy do łatwych, lecz jeśli nie szczędzi się wysiłków, metabolizm ulega pozytywnym zmianom i w rezultacie jest się o wiele zdrowszym, a przy okazji silniejszym. Można też do pewnego stopnia opóźnić efekty starzenia się. Ci, którzy w sposób naturalny zachowują wagę, nie muszą trenować i uważać na dietę, by pozostać w formie. Niewielu z nich decyduje się na zmianę stylu życia i podejmowanie kłopotliwych decyzji, jeśli nie muszą ich podejmować. I właśnie z tej przyczyny w wielu przypadkach tracą siły wraz z wiekiem. Jeśli się nie trenuje, mięśnie słabną w sposób naturalny, podobnie jak kości. Niektórzy z moich czytelników mogą należeć do grupy ludzi łatwo przybierających na wadze, ale jedynym sposobem na to, by zrozumieć, co naprawdę jest słuszne, byłoby spojrzenie na sprawy w długiej perspektywie. Z powodów, o których wspomniałem powyżej, uważam, że ta fizyczna przypadłość powinna być odbierana pozytywnie, jako błogosławieństwo. Mamy szczęście, że doskonale widzimy czerwone światło.”
W większości są to po prostu przemyślenia mądrego człowieka, który sporo przeżył i wiele barier, również dla ciała, pokonał. Chociażby prywatny maraton, na historycznej trasie w Grecji, który był morderczo ciężki, bo może trochę nieprzemyślany. Nie doszukujmy się jednak symboli, które są jego wizytówką. To co ujmuje w tej książce najbardziej to wbrew pozorom prostota.
„Wpadłem na pomysł, że zostanę pisarzem, i wprowadziłem go w życie. Podobnie jest z bieganiem –
nikt nie staje się biegaczem, ponieważ ktoś mu to poradził. Ludzie najczęściej stają się biegaczami, ponieważ tak ma być. Kto wie, czy po przeczytaniu tej książki nie znajdzie się ktoś, kto powie: „Hej, chyba spróbuję pobiegać”, a potem stwierdzi, że mu to odpowiada. Byłoby to, rzecz jasna, wspaniałe. Jako autor tej książki, byłbym zachwycony, gdyby tak się stało. Ale ludzie mają własne preferencje i własne awersje. Niektórzy nadają się do biegania maratonów, inni do gry w golfa, a jeszcze inni do hazardu. „
Murakami biegnie, więc jest.
Wydawnictwo MUZA, 2010

Zima pachnie cynamonem, imbirem i pomarańczami?


Zbliża się jedna z moich „najukochańszych” pór roku, którą można przetrwać jedynie hektolitrami grzanego wina. Nieodłączne skojarzenie w łańcuchu słów, tj. zima -> wino-> przyprawy -> pomarańcza!
Jeśli chodzi o wino, to niestety można polemizować z jego prozdrowotnymi właściwościami. Tutaj pomoże, a tam zaszkodzi, niemniej jednak spośród wyskokowych napojów jest najmniej zakazany.
Ale możemy poczuć się dużo lepiej kiedy tylko przeanalizujemy właściwości naszych cudownych dodatków, które dodają uroku, smaku, zapachu, generalnie „robią napój”. Osobiście w moim tajemnym składzie, który już przestanie być tajemny znajdują się: imbir, cynamon, kardamon, goździki, pomarańcza, opcjonalnie i na wypasie suszone śliwki, orzechy, rodzynki.
Po pierwsze i najważniejsze taki oto napój naszpikowany imbirem i kardamonem rozgrzewa nasz wyziębiony klimatem organizm, który zimą musi się grzać od rana do wieczora! A jak wiemy najlepiej robić to od środka. Ale cóż takiego jeszcze zdziałają te cudowne proszki, że są takie super i tak bardzo fani zdrowia je lubią?

Imbir – ułatwia trawienie, pobudzając wydzielanie soku trawiennego, pomaga na wzdęcia, leczy przeziębienia dzięki zawartości substancji przeciwzapalnych, pomaga stawom, działa przeciwobrzękowo dzięki moczopędnym właściwościom, pomaga łagodzić migrenowe bóle i mdłości, ma działanie odświeżające i odkażające głównie w jamie ustnej, poprawia ukrwienie mózgu zwiększając koncentracje oraz krążenie krwi, dlatego na Wschodzie uznany jako powodujący ogień w ciele! Oczywiście najlepszy byłby świeżo starty, ale nawet tym w proszku nie pogardzimy.

Cynamon – jest źródłem manganu, żelaza, błonnika i wapnia, może powodować obniżanie złego cholesterolu – spożywany regularnie, wspomaga leczenie infekcji wywołanych drożdżakami, ma właściwości antybakteryjne i antygrzybicze.


Kardamon – wspomaga trawienie białek, reguluje pracę układu trawiennego, ma właściwości antyseptyczne, rozgrzewając pomaga w walce z przeziębieniami, natomiast jako olejek do masażu rozbudza zmysły, starożytni Indianie uznawali go jako lek na otyłość, ale to już teoria nieco grubszą nicią szyta 😉

Goździki – pamiętacie wkładanie goździka na bolącego zęba? Nie bez powodu, mają one działanie uśmierzające w bólu i antyseptyczne, czy to w postaci olejku czy rozgniecionych ziaren. Pąki z drzewa stosowane w medycynie naturalnej w leczeniu bezsenności, czy radzenia sobie ze stresem. Są one również źródłem przeciwutleniaczy, a te jak wiemy, potrzebne są w walce z wolnymi rodnikami, na każdym kroku. Ma działanie również przeciwzapalne i przeciwgrzybicze.

Dołożymy jeszcze tylko pomarańcze które są źródłem witaminy C, beta-karotenu i witamin z

grupy B i już mamy usprawiedliwienie dla spędzania wieczoru przy kominku ze szklanką

grzańca w ręku. Ale, ale, jak wszystko w nadmiarze, tak i grzane wino, i przyprawy należy

dawkować z rozsądkiem.

 Gdzie szukać tego rozsądku, kiedy mróz szczypie w stópki?

P.S. Na dzień dobry proponuje wersję kawy z przyprawami. Hartujemy się, żeby przetrwać.