Author: aniap

Jak być fit nawet w winter

   Znamy to doskonale, kiedy przychodzi zima, mamy na siebie dwa podstawowe pomysły.
1. Koc, gorąca czekolada i ulubiona książka.
2. Koc, grzane wino i ulubione seriale.
Generalnie, marzymy o tym, żeby zaszyć się w domu, nigdzie nie wychodzić, a już ostatnią rzeczą w planie dnia jest poranny (ale ciemno jak przy wieczornym) jogging. 
Oczywiście dla entuzjastów nart, weekendy są aż nadto aktywne, ale nie wszyscy lubią te płaskie deski pojedyncze lub podwójne.

źródło: stylowi.pl


Takim sposobem ruszamy się mniej, a jemy więcej, bo święta, bo sylwester, bo zimno, bo przekąska do TV.
Na co trzeba zwrócić uwagę, żeby się (aż tak!) nie zapuścić?

  1.  Ciepłe śniadanie. Trzeba rozgrzać  od środka nasz wychłodzony zimnem organizm. Zrezygnujmy z dużej ilości sałatek i surówek, na rzecz zup. Po pierwsze te świeże warzywa, nie są już takie świeże, bo docierają, nie wiadomo skąd. Po drugie, po prostu wyziębiają nas od środka. I to nie jest fajne dla pracy naszych wnętrzności ;). Zamieńmy ten jogurt z owocami, czy kanapki, na owsiankę, jaglankę czy jajecznicę. Nasz brzuch naprawdę będzie szczęśliwszy.
  2. Woda. Nie wiem, jak wy, ale ja mam mega problem z wypiciem tej zalecanej ilości wody w chłodniejsze dni. Mój sposób jest taki, trzymam wodę blisko grzejnika, żeby była ciepła. Ale częściej  rozwiązaniem jest zielona herbata, albo rozgrzewający napój. Wiadomo, że nie będziemy robić zamienników w postaci, kawy, herbaty z sokiem malinowym, bo wypicie 2 litrów takich napojów, nie będzie dla nas ani zdrowe, ani fitowe. Ale za to, zielona herbata jest mało kaloryczna i jeszcze wyposaża nas w tarcze przeciw wolnym rodnikom. Natomiast rozgrzewający napój polecam w mniejszych ilościach. Do gorącej wody wrzucamy plastry cytryny, wyciskamy z niej sok, dodajemy goździki, imbir, najlepiej świeży, kardamon i miód. Pycha!
    źródło: w-spodnicy.ofeminin.pl
  3. Jak nie jogging to co? Oczywiście, jogging! Wystarczy czapka, rękawiczki i termoaktywne legginsy, żeby iść w las :P. Ciepło nam ucieka przez głowę i generalnie części ciała najbardziej dystalne, a więc łapki i stópki. Stopy pracują, więc się rozgrzewają, ale musimy pamiętać o rękawiczkach i czapce na głowę. Dobrym rozwiązaniem jest też chusta-komin buff, żeby zimne powietrze nie wpadało bezpośrednio do gardła. A co jeśli, bieganie czy rower traktujemy rekreacyjnie, nie planujemy żadnych startów i nie zamierzamy męczyć się z ubiorem jak przed wyprawą w kosmos? Szukamy sobie innego rodzaju aktywności, czegoś indoorowego. Fitness kluby mają takie oferty, że można oszaleć. Nie lubisz takich wygibasów, jest spinning. Prychasz na jazdę rowerem w miejscu? Jest basen i sauna. Prawie jak Karaiby! Naprawdę trudno Ci będzie znaleźć wymówkę.


    Latem umawialiśmy się znajomymi na rolki, siatkówkę czy wyprawę w góry? Zimą umówmy się na squasha lub kręgle. Można też umówić się na tenisa, boks albo tańce wygibańce przed xboxem ;)!

  4. Przyprawy! Starajmy się tak komponować potrawy aby móc użyć rozgrzewającej przyprawy (ależ rymy!), mamy ich naprawdę wiele w szufladzie. Curry, kurkuma, kardamon, imbir, czosnek, cynamon, pieprz czy papryczka chili. Nadają się do użycia na słodko i na słono, na obiad i na kolację. Idziemy w ostre smaki! Kurczak curry, kawa z kardamonem, potrawka z chilli, zupa meksykańska.
  5. Budujemy odporność. Nie tabletkami, tylko produktami! Witamina C, dużo lepiej wchłania się ze świeżej pomarańczy niż z tabletek. Jak budować zaporę przed bakteriami i drobnoustrojami? Naturalnie! Przepis na 2 w 1? Sos jogurtowy z wgniecionym czosnkiem. Jogurt zawiera „dobre” bakterie, a czosnek ma właściwości przeciwgrzybiczne i antyseptyczne. Kalafior i brokuły zawierają mnóstwo witamin i antyoksydanty. Kasze są bogate w witaminy z grupy B, wspomagające układ odpornościowy. Orzechy, migdały, ziarna bogate są w przeciwutleniacze, które zbombardują wolne rodniki. Ryby morskie, awokado czy olej lniany – wszystkie te produkty bogate w kwasy omega- 3 i omega-6, których ciągle nam brakuje, a one zwłaszcza zimną wspomagają nasz organizm, w działaniu przeciwzapalnym. Jedzmy też oczywiście cytrusy, ale nie tylko dla witaminy C, ale również dla rutyny, która uszczelnia nasze naczynia krwionośne!
    źródło: Kobieta.pl

Jogurt z grzybkiem, a raczej z grzybka?

Słyszeliście może o właściwościach grzybka tybetańskiego? Grzybek niczym magiczna różdżka zamienia mleko w zdrowy kefir. O tym, że warto pić produkty fermentowane bogate w probiotyki i „zdrowe” kultury bakterii, mam nadzieje słyszeliście. Bakterie kwasu mlekowego, drożdże i kultury bakterii, chociaż nazwy brzmią niezachęcająco, a wręcz groźnie, są naszemu układowi pokarmowemu niezbędne. Gdybyśmy mieli zupełnie wyjałowioną ścianę w jelitach, tym bardziej bylibyśmy podatni na różne infekcje. Natomiast częściej mamy do czynienia z nadmiarem bakterii, czy grzybów, które zaśmiecają nasze jelita powodując różnego rodzaju dyskomfort czy po prostu złe samopoczucie. Najlepiej  byłoby pozbyć się złych bakterii, a zasiedlić nasz układ pokarmowy tymi dobrymi ;). Niestety coraz trudniej dostać w sklepie jogurt czy kefir, gdzie nie będzie „ulepszaczy” w postaci mleka w proszku, czy co gorsza cukru. Na szczęście możemy taki zdrowy napój przyrządzić sami właśnie z pomocą grzybka. 

Napój jak podaje historia był sporządzany od dawien dawna przez mnichów tybetańskich, uznawany za eliksir młodości, dawał nadzieje na długowieczność. Skąd wzięły się w Polsce? Ponoć przywiózł je, otrzymawszy jako dar, profesor wyleczony z raka kuracją napojem , który przebywał kilka lat w Indiach. Kiedy zaś naukowcy próbowali wyróżnić skład grzybków, aby odtworzyć proces ich tworzenia, również napotkali przeszkody. Zapytano więc Tybetańczyków jak powstały ziarna kefirowe?
Odpowiedzieli: Ziarna były darem, który ponad 1.000 lat temu zesłał ludziom Bóg”. 
Bez względu na mityczne i tajemnicze początki, większość stosujących jest zdania, że to naprawdę działa. Byłabym ostrożna w twierdzeniu, że picie uleczy z raka, niemniej jednak jest to naturalnie sfermentowany jogurt, który w diecie jest potrzebny.
Natomiast kwestia „uprawy” jest bardziej wymagająca. Wychodzę z założenia, że im bardziej przetworzone, tym szybsze w obsłudze, więc trzeba sobie tutaj kilka zasad przyswoić.

Najważniejsze, żeby grzybek nie miał kontaktu z metalem! Hodujemy wykorzystując narzędzia plastikowe, szklane i drewniane. Jak działać od podstaw?

źródło: www.garnek.pl

  1. Grzybka przepłucz zimną bieżącą wodą na plastikowym sitku aż nie będzie pokryty mlekiem, a woda po przepłukaniu grzybka będzie czysta.
  2. Zalej w słoiku lub naczyniu szklanym dwie łyżeczki przepłukanego grzybka szklanką nieprzegotowanego mleka (jeśli jest go więcej, to proporcjonalnie dolać więcej mleka).
  3. Słoik lub naczynie przykrywamy gazą lub filtrem (np. takim do parzenia kawy), by zapewnić dostęp powietrza, ale zabezpieczyć przed zabrudzeniami.
  4. Odstaw naczynie na 24 godziny w ciepłe miejsce.
  5. Po 24 godzinach przemieszaj go plastikową lub drewnianą łyżką i przecedź przez plastikowe sitko – napój nadaje się natychmiast do picia lub po schłodzeniu w lodówce (najlepiej spożyć w ciągu kolejnej doby).
  6. Grzybka przepłucz zimną bieżącą wodą na plastikowym sitku aż nie będzie pokryty mlekiem, a woda po przepłukaniu grzybka będzie czysta.
  7. Ponownie umieść grzybka w słoiku i zalej na 24 godziny mlekiem.
  8. I następny cykl 😉

Ważne, aby mleko nie było odtłuszczone, co najmniej 1,5% i nie UHT. Przechowujemy w temperaturze pokojowej. Grzybki z czasem się mnożą, więc możemy się nimi dzielić z kimś, albo dzielić w innym słoiku. Można je mrozić, żeby zrobić sobie przerwę, niedobrze jest pić cały czas.  Kuracja ma trwać 20 dni, po których następuje 10-cio dniowa przerwa. Kurację powtarzamy nawet przez 5-6 m-cy. W okresach 10 dniowych przerw nadal zmieniamy grzybkowi mleko i powtarzamy zabiegi związane z hodowlą, choć nie pijemy kefiru. Jeżeli grzybka mrozimy to dajmy mu później więcej czasu na zadziałania, sama ostatnio się przekonałam, że kefir zrobił się dopiero za 2 przepłukaniem. Zalewając większą ilość grzybka mniejszą ilością mleka skracamy czas produkcji napoju (np. po 8h zamiast po 24h). Prawidłowo powinien on mieć kwaskowaty smak podobny do kefiru (proporcja 2 łyżeczki grzybka na 1 szklankę mleka na 24 h).


Chyba tyle z najważniejszych informacji dotyczących przechowywania, a teraz najciekawsze, jak on właściwie działa. Kefir ten  jest bogaty w białka, wapń, witaminy z grupy B (np.B1, B5, B7, B12, niacynę – B3, kwas foliowy – B9), witaminę K oraz minerały takie, jak fosfor, wapń, magnez. Kuracja nim przeprowadzona, ma na celu przywrócenie równowagi w organizmie stale przebiegających procesów. Dlatego jego właściwości są tak szeroko opisywane, głównie z naciskiem na przebieg procesów trawienia.
Regularne spożywanie kefiru:
– reguluje przemianę materii ,
– leczy choroby przewodu pokarmowego, wrzody żołądka i dwunastnicy,
– działa oczyszczająco wspomagając detoksykację organizmu oraz łagodząc objawy alergii,
– wspomaga leczenie chorób serca i naczyń wieńcowych,
– rozkłada tzw. „zły cholesterol” i złogi w naczyniach tętniczych,
– reguluje ciśnienie tętnicze oraz poziom glukozy we krwi,
– stymuluje działanie układu odpornościowego,
– hamuje wzrost komórek nowotworowych,
– leczy choroby wątroby, śledziony i trzustki ,
– zbawiennie działa na nerki , pęcherz i przewody moczowe ,
– leczy choroby dróg żółciowych i rozpuszcza kamienie zalegające w woreczku żółciowym ,
– leczy stany zapalne wytwarzając naturalne i bezpieczne dla układu odpornościowego antybiotyki,
– wytwarza interferon zwalczający wirusy,
– hamuje i leczy infekcje grzybicze – drożdżyca narządów płciowych, grzybica stóp,
– wpływa pozytywnie na stan skóry, włosów i paznokci,
– eliminuje stany zmęczenia i wyczerpania,
– łagodzi skutki stresu,
– pomaga walczyć z bezsennością,
– zwiększa libido,
– hamuje proces starzenia się komórek,
– przynosi ulgę w oparzeniach słonecznych (stosowany zewnętrznie).Niektóre właściwości są jak najbardziej konkretne i stwierdzone, inne może trochę naciągane.  Każdy organizm jest inny, to na pewno! Osobiście stosowałam kurację, teraz zaczynam następny cykl i stwierdziłam poprawę funkcjonowania swoich wnętrzności, głównie w zakresie problemów trawiennych. Należy stosować go rozważnie, sprawdzić na początku, jak zareaguje nasz organizm. Na pewno nam nie zaszkodzi, natomiast w momencie, kiedy ciężko o dostęp do naturalnie wyprodukowanych kultur bakterii, warto wprowadzić takie urozmaicenie diety. Zwłaszcza atakowani przetworzonymi produktami, tłuszczami trans, karmimy nasze bakterie słodyczami i niestety, nasz brzuch na pewno się nie uśmiecha…
Dodatkowo w internecie możemy znaleźć wiele przepisów z wykorzystaniem kefiru, nie tylko w postaci przepisowej szklanki mleka 😉
P.S Zapytacie skąd go wziąć. Ponoć sprzedają w internecie, nie wiem czy to bezpieczne, czy mogą być jakieś podróbki. Nie wgłębiałam się w temat, bo sama miałam od znajomej znajomej i tak polecam szukać. Grzybek się mnoży, więc na pewno ktoś się podzieli, warto popytać 😉

Więcej: http://grzybektybetanski.pl/category/przepisy-kulinarne/


Endorfiny rządzą nad Wisłą? Raport z Narodowego Spisu Biegaczy

Jakiś czas temu wzięłam udział w super akcji, mianowicie w Narodowym Spisie Biegaczy. Co prawda mój staż jest taki sobie, moje umiejętności takie sobie, startów oficjalnych nie odnotowano, ale się staram. Mam postanowienia na 2015 rok, a skoro biegam to jestem biegaczką, więc się spisałam. Nie było ograniczeń, więc dlaczego nie. Okazało się, że biegaczy w Polsce (spisanych!) mamy 60 641. Dumnie mogę powiedzieć, że byłam 51 745 osobą.

Niedawno ukazał się długo oczekiwany raport z tego spisu powszechnego, który zawiera mnóóóóóstwo danych! Uwielbiam takie statystyki, zwłaszcza, że te są podsumowane odpowiednimi komentarzami ekspertów. Możemy na wylot poznać Polskiego Biegacza i określić czy jesteśmy typowym czy specyficznym biegaczem. Spis jest powiązany z całą akcją Polska Biega, którego głównym napędem jest serwis Polska Biega (www.polskabiega.pl), gdzie mamy wszystko, co biegacz wiedzieć powinien. Dzięki temu wiemy na przykład, że do tej pory w 2014 roku 135 000 biegaczy w ciągu jednego weekendu pobiegło w 620 biegach w całym kraju. Magiczne liczby!

I jakie mamy najważniejsze czy najciekawsze wnioski ?
Po pierwsze – bieganie uzależnia, bez względu na płeć, bieganie zapewnia nam codzienną dawkę endorfin. W ciągu roku coraz bardziej wydłużamy kilometraż, ale na szczęście polscy biegacze są świadomi kontuzjogenności nadmiaru sportu.
Po drugie – kobiety rosną w siłę. Biega nas coraz więcej, zwracamy uwagę na jakość naszego treningowego wyposażenia, no i lubimy wyglądać ładnie. Jak już się pocić, to przynajmniej w twarzowym kolorze ;). Tak samo lubimy nowe gadżety i wrzucanie biegowych selfie na FBuki, jednak faceci bardziej lubią się chwalić. Lubią też biegać po to, żeby rywalizować, a my zapracowane kobietki traktujemy bieganie bardziej jako sposób na łatwe i stosunkowo tanie (chociaż można biegać naprawdę na bogato!) zaczerpnięcie aktywności fizycznej, żeby schudnąć i się odstresować. Raz, dwa i możemy wyjść z domu.

Starsi biegacze mają tendencje do biegania rano (serio?). Młodzi freelancerzy zapewne mają problem ze zdyscyplinowaniem o 6 rano.
Prawie połowa biegaczy ma staż około roku. Pokazuje to jak szalenie popularne ostatnio stało się bieganie. Im dłużej trenujemy, tym częściej to robimy. Po prostu bieganie się wkręca!

Spisani biegacze przebiegają łącznie ponad 900 000 km tygodniowo!
Najbardziej zaskakującym poniekąd wynikiem, który niektórzy eksperci chcieliby zmienić, jest to, że biegamy w większości samotnie (85%). Owszem lubimy się pochwalić ile przebiegliśmy, gdzie startujemy, ale wychodzimy i wracamy sami. I chociaż pakiety startowe na biegi są wykupywane natychmiastowo, mimo że potrafimy cieszyć się biegiem z ludźmi, chłoniemy atmosferę to w czasie treningu walczymy sami. Sami stajemy się biegaczami pokonując, tylko sobie znane kolejne szczyty. Mnie te wyniki zupełnie nie dziwią, ani nie martwią, ale może przemawia przeze mnie introwertyczna natura. Po to wymyślono gry zespołowe i sporty indywidualne, żeby ludzie mogli decydować, gdzie się lepiej odnajdują. Oprócz biegania, głównie jeździmy na rowerze i pływamy- czyżby szło młode – triathlon?

Oprócz krótko wrzuconych informacji, raport zawiera naprawdę mnóstwo danych z profesjonalnymi wyjaśnieniami ekspertów. Dzięki temu możemy te suche dane powiązać z ludzką naturą i otoczeniem w którym funkcjonujemy. Polecam uwadze, nie tylko biegaczom, ale też tym którzy szukają motywacji i przede wszystkim tym, którzy biegania nie rozumieją. Co to za frajda, tak się męczyć, w deszczu, po asfalcie, tyle kilometrów, toż to się można zanudzić na śmierć!? Ja się nie nudzę, nawet 15 raz na tej samej trasie. A wy, biegacze?
Kiedyś od doświadczonej biegaczki usłyszałam, że ona gardzi tymi ludźmi, którzy zaczęli teraz biegać bo zrobiło się to modne. Trudno mi uwierzyć w taką ignorancję. Nawet jeśli ludzie zaczynają biegać z mody, i chociaż połowa zrezygnuje po 2 tygodniach, to i tak jakaś grupa osób podejmie regularny trening, bo po prostu pokochają bieganie. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby ludzie się ruszali, nieważne dlaczego i dla kogo to robią. Najważniejsze żeby wytrwali.

Link pod którym możecie pobrać cały raport bezpłatnie:
http://spisbiegaczy.pl/spis2014/0,0.html

Na podstawie: Raport Narodowy Spis Biegaczy 2014, Agora

O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu – Haruki Murakami

     Haruki Murakami jest autorem specyficznym, tego ani fanom, ani przeciwnikom jego literatury mówić nie trzeba. Należę do tej pierwszej grupy, chociaż łatwo polubić się nie było. Natomiast „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” to zupełnie inna bajka. Po pierwsze jest autobiografią, a raczej pamiętnikiem pewnego fragmentu życiorysu japończyka, traktującego o tym jak narodził się w nim maratończyk. 

Jednocześnie pisarz przeplata między sobą przemyślenia o sztuce pisania. Porównuje ją do biegania, dlatego w niektórych fragmentach widzimy Murakamiego jako w połowie biegacza, a w drugiej połowie pisarza i nikogo więcej. Trudno też stwierdzić czy to książka dla fanów biegania, czy literatury, myślę, że każdy wyciągnie z niej coś dla siebie. Traktuje o pasji, a w prawdziwej pasji się zatracamy. Kochamy na starcie, nienawidzimy przed metą, przeklinamy by znów pobijać czasówki.

„Pisanie powieści i bieganie pełnego maratonu są bardzo do siebie podobne. Pisarz kieruje się zazwyczaj cichą wewnętrzną motywacją i nie szuka potwierdzenia w tym, co widać na zewnątrz.”

W pewnym sensie to jest książka o tym, że można. Można w każdym momencie zacząć biegać. Dzięki bieganiu można być zdrowym, można się zrelaksować, można zwiedzać świat i poznawać ludzi. Dla Murakamiego bieganie było konsekwencją pisania. Zaczął biegać by móc pisać. Po prostu siedząc i pisząc się tyje. Owszem niektórzy siedzą, piszą, jedzą i specjalnie nie tyją, ale do tej grupy nie należy Murakami. Ja zresztą też do niej nie należę i może dlatego tak pokochałam tę książkę, a zwłaszcza jeden jej fragment.

„Lecz kiedy się teraz nad tym zastanawiam, moje przybierające na wadze ciało było prawdopodobnie prawdziwym błogosławieństwem. Innymi słowy, jeśli nie chciałem przybierać na wadze, musiałem uprawiać wyczerpujące ćwiczenia każdego dnia, uważać na to, co jem, i ograniczyć przyjemności. Takie życie nie należy do łatwych, lecz jeśli nie szczędzi się wysiłków, metabolizm ulega pozytywnym zmianom i w rezultacie jest się o wiele zdrowszym, a przy okazji silniejszym. Można też do pewnego stopnia opóźnić efekty starzenia się. Ci, którzy w sposób naturalny zachowują wagę, nie muszą trenować i uważać na dietę, by pozostać w formie. Niewielu z nich decyduje się na zmianę stylu życia i podejmowanie kłopotliwych decyzji, jeśli nie muszą ich podejmować. I właśnie z tej przyczyny w wielu przypadkach tracą siły wraz z wiekiem. Jeśli się nie trenuje, mięśnie słabną w sposób naturalny, podobnie jak kości. Niektórzy z moich czytelników mogą należeć do grupy ludzi łatwo przybierających na wadze, ale jedynym sposobem na to, by zrozumieć, co naprawdę jest słuszne, byłoby spojrzenie na sprawy w długiej perspektywie. Z powodów, o których wspomniałem powyżej, uważam, że ta fizyczna przypadłość powinna być odbierana pozytywnie, jako błogosławieństwo. Mamy szczęście, że doskonale widzimy czerwone światło.”
W większości są to po prostu przemyślenia mądrego człowieka, który sporo przeżył i wiele barier, również dla ciała, pokonał. Chociażby prywatny maraton, na historycznej trasie w Grecji, który był morderczo ciężki, bo może trochę nieprzemyślany. Nie doszukujmy się jednak symboli, które są jego wizytówką. To co ujmuje w tej książce najbardziej to wbrew pozorom prostota.
„Wpadłem na pomysł, że zostanę pisarzem, i wprowadziłem go w życie. Podobnie jest z bieganiem –
nikt nie staje się biegaczem, ponieważ ktoś mu to poradził. Ludzie najczęściej stają się biegaczami, ponieważ tak ma być. Kto wie, czy po przeczytaniu tej książki nie znajdzie się ktoś, kto powie: „Hej, chyba spróbuję pobiegać”, a potem stwierdzi, że mu to odpowiada. Byłoby to, rzecz jasna, wspaniałe. Jako autor tej książki, byłbym zachwycony, gdyby tak się stało. Ale ludzie mają własne preferencje i własne awersje. Niektórzy nadają się do biegania maratonów, inni do gry w golfa, a jeszcze inni do hazardu. „
Murakami biegnie, więc jest.
Wydawnictwo MUZA, 2010

Zima pachnie cynamonem, imbirem i pomarańczami?


Zbliża się jedna z moich „najukochańszych” pór roku, którą można przetrwać jedynie hektolitrami grzanego wina. Nieodłączne skojarzenie w łańcuchu słów, tj. zima -> wino-> przyprawy -> pomarańcza!
Jeśli chodzi o wino, to niestety można polemizować z jego prozdrowotnymi właściwościami. Tutaj pomoże, a tam zaszkodzi, niemniej jednak spośród wyskokowych napojów jest najmniej zakazany.
Ale możemy poczuć się dużo lepiej kiedy tylko przeanalizujemy właściwości naszych cudownych dodatków, które dodają uroku, smaku, zapachu, generalnie „robią napój”. Osobiście w moim tajemnym składzie, który już przestanie być tajemny znajdują się: imbir, cynamon, kardamon, goździki, pomarańcza, opcjonalnie i na wypasie suszone śliwki, orzechy, rodzynki.
Po pierwsze i najważniejsze taki oto napój naszpikowany imbirem i kardamonem rozgrzewa nasz wyziębiony klimatem organizm, który zimą musi się grzać od rana do wieczora! A jak wiemy najlepiej robić to od środka. Ale cóż takiego jeszcze zdziałają te cudowne proszki, że są takie super i tak bardzo fani zdrowia je lubią?

Imbir – ułatwia trawienie, pobudzając wydzielanie soku trawiennego, pomaga na wzdęcia, leczy przeziębienia dzięki zawartości substancji przeciwzapalnych, pomaga stawom, działa przeciwobrzękowo dzięki moczopędnym właściwościom, pomaga łagodzić migrenowe bóle i mdłości, ma działanie odświeżające i odkażające głównie w jamie ustnej, poprawia ukrwienie mózgu zwiększając koncentracje oraz krążenie krwi, dlatego na Wschodzie uznany jako powodujący ogień w ciele! Oczywiście najlepszy byłby świeżo starty, ale nawet tym w proszku nie pogardzimy.

Cynamon – jest źródłem manganu, żelaza, błonnika i wapnia, może powodować obniżanie złego cholesterolu – spożywany regularnie, wspomaga leczenie infekcji wywołanych drożdżakami, ma właściwości antybakteryjne i antygrzybicze.


Kardamon – wspomaga trawienie białek, reguluje pracę układu trawiennego, ma właściwości antyseptyczne, rozgrzewając pomaga w walce z przeziębieniami, natomiast jako olejek do masażu rozbudza zmysły, starożytni Indianie uznawali go jako lek na otyłość, ale to już teoria nieco grubszą nicią szyta 😉

Goździki – pamiętacie wkładanie goździka na bolącego zęba? Nie bez powodu, mają one działanie uśmierzające w bólu i antyseptyczne, czy to w postaci olejku czy rozgniecionych ziaren. Pąki z drzewa stosowane w medycynie naturalnej w leczeniu bezsenności, czy radzenia sobie ze stresem. Są one również źródłem przeciwutleniaczy, a te jak wiemy, potrzebne są w walce z wolnymi rodnikami, na każdym kroku. Ma działanie również przeciwzapalne i przeciwgrzybicze.

Dołożymy jeszcze tylko pomarańcze które są źródłem witaminy C, beta-karotenu i witamin z

grupy B i już mamy usprawiedliwienie dla spędzania wieczoru przy kominku ze szklanką

grzańca w ręku. Ale, ale, jak wszystko w nadmiarze, tak i grzane wino, i przyprawy należy

dawkować z rozsądkiem.

 Gdzie szukać tego rozsądku, kiedy mróz szczypie w stópki?

P.S. Na dzień dobry proponuje wersję kawy z przyprawami. Hartujemy się, żeby przetrwać. 

Akcja odcukrzanie!

       Odwieczny problem czyli jak odzwyczaić się od słodyczy? Tak kompletnie bez cukru? Nie, no nie. Co to za życie bez słodyczy, w końcu tylko czekolada nas rozumie. Jednak przychodzi taki czas kiedy czujesz się źle, bo za długo sobie pozwalałaś. Pomijając ciasta, deserki i letnie lody były napoje słodzone, likiery itp. Takim to sposobem mój organizm się przyzwyczaił, endorfiny były wytwarzane dzięki glukozowemu napędowi. Teraz próbując przejść na odwyk( tak to jest forma uzależnienia) w godzinach popołudniowych jestem nie do zniesienia, naprzemiennie smutna i zła, rzucam się po szafkach szukając swojej działki cukru. Dramat!

Jakie podjąć najpierw kroki? Poniżej kilka wskazówek, które w większości sprowadzają się do zrównoważonego jedzenia.
1. Staraj się jeść regularnie. Najlepiej w odstępach co 3-4 godziny. Kiedy jemy nieregularnie poziom cukru spada i wpadamy w pułapki kalorycznych przekąsek.
2.Wybieraj pełnowartościowe jedzenie. Cukier złożony w produktach pełnoziarnistych jest dużo zdrowszy od tego prostego, którym się napychamy jedząc przetworzone produkty. Energia utrzymuje się dłużej i jest spalana w odpowiednim tempie.
3. Nie zapominamy o śniadaniu. Oczywiście wybieramy pełnoziarniste pieczywo i białko, a nie czekoladowe płatki z mlekiem, które nie dość, że nie dostarczają energii to jeszcze podnoszą poziom insuliny. Owsiankę na talerz!
4. Dodajemy białko i zdrowy tłuszcz( ryby, oliwa z oliwek) do posiłków, pomagają regulować poziom cukru we krwi.
5. Zamiast cukru przyprawy. Poprawiają smak potraw, wybieraj cynamon, kolendrę czy gałkę muszkatołową. Dodatkowo cynamon obniża poziom cukru we krwi.
6. Przyjmuj suplementy. Niedobory witaminy D3 i kwasów tłuszczowych omega mogą potęgować ochotę na słodycze.
7. Uprawiaj sport. Naturalny wyzwalacz endorfin to po prostu porządnie się zmęczyć. I stres związany z odcięciem od słodyczy się zmniejsza.
8. Wysypiaj się. Kiedy jesteśmy zmęczone kawka z ciasteczkiem po południu to rytuał. Do poprawki!
9. Zadbaj o dobre samopoczucie. Obżeranie słodyczami często ma podłoże emocjonalne. Zajmijmy się czymś, nie myślmy o smutkach. Kiedy mamy dużo ciekawych spraw na głowie nie myślimy o czekoladzie.
10. Naucz się czytać etykiety.  Jeśli na etykiecie nie jest napisane cukier to wcale nie oznacza, że go tam nie ma. Syrop kukurydziany, sacharoza, melasa, turbinado próbują nam tylko zamydlić oczy skomplikowanymi nazwami, to również cukier!

     Co jeśli naprawdę, naprawdę nie da się wytrzymać? Możemy udać się do sklepu ze zdrową żywnością i pobuszować w dziale dla diabetyków. Polecam ciasteczka owsiane z żurawiną, pyszne! Rozwiązaniem jest też gorzka czekolada, można w kawałkach lub rozpuścić w mleku, na gorąco, na jesień. Zapewniam też, że po spróbowaniu czekolady  99% kakao odechce się wam słodyczy wogóle!
Teraz pora wprowadzić słowa w czyn. Najgorsze są pierwsze dwa dni, wytrwać i odzwyczaić organizm. Później trzeba tylko uważać na to co się je i zamiast czekoladowego ciasta z masłem, można zrobić marchewkowe z olejem i brązowym cukrem. Trzeba sobie jakoś radzić w sprawianiu przyjemności 🙂

P.S Tutaj nie chodzi o jakieś odchudzanie, bardziej o samopoczucie i zdrowie po prostu. Zaopatrzeni w duże ilości cukru nie możemy czuć się dobrze i być zdrowi, cukier przyczynia się też do spadku odporności, ponieważ utrudnia wchłanianie witaminy C do organizmu. Wygląd to sprawa drugorzędna.

Na podstawie Uroda (10.2012)

Jeszcze bardziej pod górkę…

       Jeszcze bardziej pod górkę czyli jak sami utrudniamy sobie fitnessowe cele robiąc błędy w ćwiczeniach.
Och,  to uczucie po wakacjach w domu, bez studenckiego budżetu tylko z pełną lodówką znowu mam na siebie niezłe nerwy. Już nie mogę się doczekać tych głodówek spowodowanych lenistwem, chociaż kuchnię mojej mamy uwielbiam. Ale nie o tym. Jak już postanowimy w przypływie jesiennej zawziętości po raz kolejny wziąć się za siebie, w związku z desperacją i poczuciem przymusu możemy popełnić wiele prostych błędów lub po prostu nie mieć  funu z ruchu( jestem na etapie, że nie mam go ewidentnie).
Let’s start!

1. Pokładanie się na maszynach. Jeśli stawiamy na siłownie, wiele osób w początkowej fazie ćwicząc opiera się mocno na rękach dotyczy to urządzeń takich jak rowerek czy stepper. Wtedy ciężar naszego ciała jest nierównomiernie rozłożony z naciskiem na kręgosłup, którego nie powinniśmy forsować w ten sposób. Zwracajmy uwagę na utrzymanie przez cały czas wyprostowanej sylwetki!

2. Rutyna. Przecież ważne,że wogóle ćwiczę. Niestety ćwicząc cały czas w ten sam sposób, po pierwsze nie całe ciało pracuje w ten sam sposób na nasz sukces. Po drugie przyzwyczajając się do ćwiczeń nasze mięśnie nie pracują już na naszą sylwetkę, tak jak na początku. Ważne by modyfikować ćwiczenia. Wystarczy pomyśleć na jaki rodzaj zmęczenia „narażamy” się na siłowni, a jak się męczymy tańcząc.

3. Pomijanie rozgrzewki i zakończenia treningu. Mój odwieczny problem. Bo jak już się zapędze do jakieś aktywności to po co marnować czas na rozciągania!? A to wielki błąd. Narażamy się na urazy, raz. Krew nie jest odpowiednio dotleniona i szybko się męczymy, dwa. I te zakwasy, wystarczy 5-10 minut marszu na zakończenie, a wypłukamy trochę tego kwasu mlekowego.

4. Marsz z hantlami. Kolejny mit, że im więcej na sobie tym więcej spalonych kalorii. Znów narażamy sie na urazy i obciążenie nie tych mięśni co trzeba. Marsz swoją drogą, a ćwiczenia siłowe osobno.

5. Stosowanie tylko ćwiczeń kardio. Polega on na
utrzymywaniu umiarkowanej intensywności ćwiczeń przez stosunkowo długi czas. Ćwiczymy na rowerkach, orbitrekach czy biegamy. To rada zwłaszcza dla osób po 30 roku życia kiedy ubywa nam z czasem tkanki mięśniowej dlatego ważne są ćwiczenia siłowe dla jej podtrzymania.

6. Zbyt wysokie tempo powtórzeń w treningu siłowym. Machamy tymi rękoma, hantlami byle skończyć już tą męczarnię. Nie da się. Znowu prosimy się o kontuzję, a poza tym trening jest nieefektywny. Wdech i liczymy do 2, wydech i liczymy do 4.

7. Sobotni zryw. Ta cholerna systematyczność. Apeluje do siebie i reszty świata- ćwiczmy systematycznie czyli 2-3 razy w tygodniu, z przerwami 24-48h. Ach życie…

8. Opijanie się. Wodą! Pijemy tyle ile pragniemy, nie na zapas gdyż to męczy, może prowadzić do skurczy. Nie róbmy z siebie atletów i nie bierzmy ze sobą napojów izotonicznych na 30 minutowy bieg. Nie potrzebujemy tego.

9. Brzuszki w stylu „wolna amerykanka”. O, też to lubię! W końcu się zginam, przyginam i czuje te mięśnie proste, skośne wszelakiej maści. Po raz kolejny to się nie przełoży na efekty. Sto brzuszków, a brzuszek okrąglutki. Musimy czuć napięcie między żebrami, a biodrami. Ćwiczymy powoli!

10. Niedopasowanie ustawień maszyny do możliwości. Maszyny w większości dostosowuje się do potrzeb klienta, do jego anatomii. Nie szarżujmy na wysokich obrotach, ani nie udawajmy, że wszystko wiemy, lepiej upewnić się u specjalisty.

     Koniec gadania, trzeba się wziąć do pracy. Koniecznie z uwzględnieniem zasad, aby nie robić błędów wyżej wymienionych. Pobiłam wszelkie rekordy w ich popełnianiu, zapewne przede wszystkim przez mój permanentny brak systematyczności. Obiecuję się poprawić i zachęcam do rachunku fitnessowego sumienia.

Na podstawie Shape (05/2009)

Kokosowy zawrót głowy

      Koniec lata zbliża się wielkimi, nie koniecznie wyczekiwanymi krokami. Fakt, że bliskie 40 stopniom temperatury nie są moimi ulubionymi, jednak do deszczu i wiatru mi nie śpieszno. Wracając jednak do upałów, słońca, plaż i palm, moim najlepszym skojarzeniem jest zapach kokosu. Postanowiłam  zrobić ranking moich ulubionych kokosowych rzeczy. Kolejność miejsc jest przypadkowa, gdyż kokos w każdej postaci jest mi bardzo bliski.

1. Skoncentrowany kokos do wszystkiego oprócz jedzenia czyli olejek kokosowy. Mała buteleczka i tyle radości. Wykorzystanie? Dla relaksu kilka kropel do kąpieli. Kiedy nasz balsam do ciała pachnie dość neutralnie również można go połączyć z kilkoma kroplami, będzie intensywnie pachniał i dodatkowo wygładzał. Jest też opcja dla sprzątających. W przypadku piorącego odkurzacza dodajemy krople do pojemnika z wodą w ten sposób zapach roznosi się po domu, można również dodać go do wody do mycia podłóg efekt podobny. Można stosować do woli w różnych postaciach.

2. Jak tanio, ładnie pachnieć kokosem od samego rana? Można dzięki żelowi pod prysznic marki Isana. Nie przepadam za firmowymi rzeczami Rossmana, jednak ten żel zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Po pierwsze niską ceną, wtedy robię się podejrzliwa, ale dalej, a więc po zastosowaniu było już tylko lepiej. Kremowa konsystencja i ładny zapach naturalnego kokosu, a nie jakiegoś perfumowanego czegoś.

3. Kiedy już wysprzątamy, weźmiemy kąpiel pozostaje terapia kokosowa od środka za pomocą znanemu wszystkim Malibu. Ten likier kokosowy na bazie rumu ma to do siebie, że  można zaszaleć przy komponowaniu drinków. Moim numerem jeden jest Malibu z zimnym mlekiem. Pyszności! Ponadto kombinacje z sokami żurawinowym czy ananasowym, coca-colą. Można dla podniesienia wartości procentowych łączyć z czystą wódką.

4. A do jedzenia? Bounty kokosowy batonik można zawsze mieć przy sobie, wszędzie kupić. Jako urodzinowo- imieninowy dodatek koniecznie Rafaello- kruche i delikatne. Jest też wersja odświętna dla zaawansowanych. Mam na myśli kokosowe wypieki. Moim ulubionym jest ciasto Bounty przepisu mojej koleżanki znanej jako Kuchareczka czyli właścicielki bloga bookmeacookie.blogspot.com. Niestety (dla mojej diety) lubię jak jest czekoladowo, kremowo, warstwowo i jeszcze jeśli jest kokosowo to przecież nie można przejść obojętnie obok takiego jedzeniowego cudu. Tutaj to wszystko jest! Myślę, że to będzie piękne zwieńczenie kokosowego dnia.

Teraz wybieram się na poszukiwania kokosowego szamponu do włosów tylko tego brakuje mi w zestawie po podsumowaniu, ale w końcu zawsze można dodać olejku 🙂

 

To nie jest trening dla starych ludzi

Od pewnego czasu w Polsce
rozpoczął się (na szczęście) boom na spacery z kijkami czyli tak zwany Nordic walking. Jak to działa wypróbowałam na własnych mięśniach, długo i skutecznie.
Generalnie jestem osobą, może nie
anty, ale bardzo szybko demotywującą się w kwestii sportu. Pilates owszem,
jakieś ćwiczenia statyczne. Pływanie po dwóch nieudanych próbach upadło.
Fitness czyli machanie rękoma i nogami w różnych kierunkach, w dodatku w tym
samym czasie, tak jak trener karze, to ponad moje siły. Tańczyć lubię, ale
tylko i wyłącznie swoje własne choreografie do piosenek Shakiry. Mówię wam, 15
minut i czuję każdy mięsień. Problem jest taki, że trzeba się ukrywać i
wyczekiwać na puste mieszkanie, gdyż to nie jest do oglądania. O tak, na to nie
da się patrzeć, ale w końcu nie o to chodzi. 😛
Miało być o walkingu. Najwięcej
chodzących to osoby starsze, jakby nie patrzeć, oczywiście to cieszy, w każdym
wieku trzeba o siebie dbać. Korzyści są ogromne, głównie w profilaktyce dbania
o  kręgosłup, dlatego moja mama,
rozpoczęła treningi. Tak treningi, to nie są spacery. Trasa ma około 7 km i są wzniesienia.
Tempo również utrzymuje wysokie. Kiedy zaczęłam z nią chodzić przestałam myśleć
o tym jak o kijach do podpierania dla pokrzywionych.  Naprawdę można dać sobie wycisk. Mam swoje
etapy, kiedy zaczynam bieganie i je przerywam po pewnym czasie, męczy mnie to
zwłaszcza z moimi problemami z drogami oddechowymi. Przy chodzeniu w szybkim
tempie nie odczuwam tego tak jak w przypadku biegania. Dodatkowo w tym treningu
pracują ręce co jest plusem w kształtowaniu sylwetki. Spalanie kalorii jest porównywalne
do joggingu czy gry w badmintona, więc jak najbardziej można uznać to za
trening wyszczuplający czy budujący tkankę mięśniową zwłaszcza jeśli zajmuje od
60 do 90 minut.  Szczerze polecam dla
wszystkich sportowych „nudziarzy”, którym niekoniecznie musi skakać adrenalina
w czasie uprawiania sportu i nie lubią szybko zmieniających się warunków. Można
iść przez godzinę kompletnie się wyłączając. Podwójnie miło jest kiedy zaczepia
cię starsza Pani, prosząc o instrukcję w chodzeniu. Zdarzyło nam się to
ostatnio.  Cieszy zainteresowanie sportem
w każdej postaci i wieku. Ponadto na sali treningowej trudno o takie widoki zachodu
słońca i odgłosy fal. 🙂

Cud miód

       O miodzie latem? Większości z nas kojarzy się z okresem Jesienno-
zimowym i rozgrzewającą herbatą z miodem i cytryną. Tymczasem sezon na miód
rozpoczyna się już majem, kiedy to można zebrać miód akacjowy. Pamiętając o
kwitnieniu poszczególnych roślin, mamy możliwość testowania miodów o różnych
smakach i zapachach. 
Jakie możemy
wyróżnić  rodzaje miodów?
·        
Akacjowy
regeneruje, uspokaja, reguluje trawienie pomaga zasnąć, pomaga w leczeniu
chorób dróg oddechowych, skóry;
·        
Rzepakowy
wzmacnia serce, stabilizuje ciśnienie krwi, hamuje procesy miażdżycowe, pobudza
pracę wątroby, odtruwa,
·        
Wielokwiatowy
od wiosny do jesieni wytwarzany, korzystny dla alergików, w leczeniu chorób
serca i naczyń,
·        
Spadziowy
– letnio-jesienny, zwalcza drobnoustroje, działa przeciwzapalnie,  zalecany przy infekcjach dróg oddechowych, w
leczeniu astmy,  schorzeniach ukł
krążenia, chorobach skóry
·        
Miód cud-
lipowy
– lipa kwitnie w czerwcu, niedługo potem pojawia się miód,
najbardziej wszechstronny w działaniu, pomaga przy nadmiernym wysiłku
umysłowym, zwalcza drobnoustroje, działa uspokajająco, rozkurczowo,
przeciwgorączkowo, w leczeniach infekcji.
Co warto wiedzieć?
Podgrzanie miodu powyżej 40  stopni C, powoduje bezpowrotne zniszczenie
jego cennych właściwości.
Przepisowa dawka miodu to 20 g dziennie to jest
łyżka stołowa i ma ok. 66 kcal. Przechowuj go w szczelnie zamkniętych słoikach,
w ciemnym suchym miejscu.  Jest to ważne
z powodu pobierania przez miód innych zapachów oraz problemu wilgoci i
ewentualnej fermentacji( rozpoznasz po pienistym  kożuchu).
 
Miodowe
receptury
Warto korzystać z cudownych właściwości miodu
zewnętrznie i wewnętrznie.
Cudowny napój: 1 łyżeczka miodu na szklankę
ciepłej wody( ok. 30 stopni) zostawić na 10-12 godzin i wypić. Najlepiej
przyrządzać wieczorem i pić po przebudzeniu. 
Można dodać cytrynę.
Na ból gardła: do pół szkl ciepłej wody dodaj 2
łyżeczki octu jabłkowego i 2 łyżeczki miodu, płucz gardło 3 razy dziennie.
Na pryszcze: do szklanki ciepłej wody dodaj po
łyżeczce miodu i nalewki z nagietka , wymieszaj i tym tonikiem przecieraj
twarz,
Na łupież: łyżkę kory dębowej zalej szkl wrzątku,
zagotuj, do przestudzonego wywaru dodaj łyżeczkę miodu, wcieraj w świeżo umytą skórę
głowy po czym dokładnie spłucz.
Na wyczerpanie nerwowe:  w szkl przegotowanej, letniej wody rozpuść
100 g świeżych drożdży i łyżkę miodu, odstaw na ½ godz. Pij 2-3 razy dziennie
przed posiłkiem.
Na wzmocnienie: wymieszaj po 250 ml miodu, soku z
aloesu i czerwonego wina, przechowuj w lodówce, przyjmuj łyżeczkę 3 razy
dziennie przed jedzeniem przez 3 miesiące,
Na spękaną skórę rąk: do 125 ml miodu dodaj 2
żółtka i kilka kropel oleju z migdałów, utrzyj, nakładaj przed pójściem spać i
zakładaj bawełniane rękawiczki,
Miód ma świetne
właściwości nawilżające i odżywcze dla skóry, można go łączyć z cukrem jako
peeling, wlewać z mlekiem do kąpieli, smarować spierzchnięte usta. Prawdziwa
skarbnica cennych właściwości, można samemu komponować ciekawe receptury w zależności
od potrzeb na bazie miodu. 
Źródło: „Leczenie miodem czyli praktyczne
wykorzystanie miodu w aptece domowej i pielęgnacji ciała”(wyd. Baobab)